Po
upadku Memphis Thomas Cale powraca do upiornego Sanktuarium. W ślad
za nim podążają jego przyjaciele – Mętny Henri, Kleist i
IdrysPukke. Jednak Kleist szybko opuszcza kompanię, by spróbować
ułożyć sobie na nowo życie wśród Kleftów, zbójeckich górali.
U boku chłopaka pozostaje tylko Henri. Zakon ma wobec Cale’a
dalekosiężne plany... Odkupiciel angażuje młodzieńca do
realizacji swej wizji – Cale, niegdyś jedyny niepokorny i skłonny
do współczucia uczeń zgromadzenia, teraz ma stać się Aniołem
Śmierci, wcielonym boskim gniewem, ostatecznym narzędziem
zniszczenia. Upadek ludzkości i krwawa łaźnia są konieczne, jak
mówi Bosco. Jedynie poprzez zniszczenie możliwe są powtórne
narodziny świata, powtórne stworzenie. Cale wydaje się akceptować
swój los – przeznaczenie niszczyciela świata. Absolutna potęga
jest w zasięgu jego ręki, chłopak ma pod swoim dowództwem potężny
oddział przyboczny, dwustu czyśćcowych skazańców. Pierwsze
zadanie kończy się spektakularnym sukcesem... Już niebawem Cale
stanie na czele największej armii odkupicieli i rozpocznie krwawe
dzieło zbawienia. Jednak dusza Cale’a jest bardziej skomplikowana
niż mogliby przypuszczać jego mentorzy. Miotany sprzecznymi
odczuciami, zrozpaczony, chory z nienawiści młodzieniec nie jest
narzędziem idealnym – wystarczy jeden błąd odkupicieli, by Cale
zszedł z przeznaczonej mu ścieżki.
„Łatwiej
uwierzyć w wielkie kłamstwo niż w małe, w proste łatwiej niż w
bardzo wymyślne.”
Pierwsza część
ujęła mnie, więc musiałam sięgnąć po „Anioła Śmierci”.
Mimo, że „Lewą rękę Boga” przeczytałam dosyć dawno, nadal
pamiętałam najważniejsze wątki.
W tej części
niektóre momenty powodowały, że chciałam wybuchnąć śmiechem
lecz musiałam się powstrzymać (co było ciężkim zadaniem), jako
że czytałam ją podczas lekcji w szkole. Nadal nie mogę zapomnieć
pewnych fragmentów („Mój Boże, ukradli papieżowi kutasa!” -
zabójcze :D).
Co do samych
bohaterów i historii. Spodziewałam się czegoś innego. Miałam
nadzieję, że Cale zrobi szybciej to co zrobił pod sam koniec
powieści. Jest to postać bardzo skomplikowana – z jednej strony
to zabójca, który morduje z zimną krwią, ale potrafi być dobrym
przyjacielem. Pomimo wszystkich jego wad, szczerze go polubiłam –
jest to po prostu nastolatek, którym nikt się opiekował. Autor
dobrze wykreował również inne postacie – Mętnego Henriego,
Kleista czy IddrysPukkego. Chociaż szkoda, że do niektórych nie
wracamy prawie w ogóle. Nadal przerażającymi postaciami są
Odkupiciele, którzy nie wahają się zabić, aby osiągnąć cel.
Ich religia również nie jest przyjemna. Świetna narracja –
narrator opowiada z pasją. Paul Hoffman wymieszał w swojej książce
rzeczywistość z fantastyką. Łączy on prawdziwe miasta i państwa
z wytworami jego fantazji. Mamy nawet tu do czynienia z Górnym
Śląskiem, Ukrainą czy Szwajcarią. Trochę męczyły mnie te
wszystkie bitwy jakimi uraczył nas autor – po prostu tego rozlewu
krwi było za dużo, mógł trochę odpuścić.
Muszę
stwierdzić, że seria ta jak na razie znajduje się na półce
„ulubione”. Teraz trzeba tylko czekać na ostatnią część
trylogii o Thomasie Cale'u. A premiera już niedługo.
Moja
ocena: 5/6
Tytuł:
Anioł Śmierci
Tytuł
oryginalny: The Last Four Things
Seria:
Lewa Ręka Boga/The Left Hand of God #2
Autor:
Paul Hoffman
Premiera:
30.05.2012r.
Ilość
stron: 447
Wydawca:
Wydawnictwo Albatros
Cena:
34,90 zł
Recenzja bierze udział w wyzwaniu:
Nie czytałam jeszcze tej serii, ale widzę, że coś dla mnie. :)
OdpowiedzUsuń