"Kiedy przeczytam nową książkę, to tak jakbym znalazł nowego przyjaciela, a gdy przeczytam książkę, którą już czytałem - to tak jakbym spotkał się ze starym przyjacielem."
przysłowie chińskie
Po
powrocie Lorkina wydarzenia w Sachace zmierzają do punktu
kulminacyjnego. Lorkin, który ostatnie kilka miesięcy spędził
wśród buntowników, otrzymuje od Królowej Zdrajców ważne
zadanie. Ma wynegocjować przymierze pomiędzy Zdrajcami a swoim
ludem. W tym celu musi stać się budzącym postrach czarnym magiem i
opanować potęgę całkowicie nowego rodzaju mocy wykorzystywanej do
tworzenia klejnotów. Wiedza ta może przynieść zmiany w Gildii
Magów lub sprawić, że Lorkin na zawsze pozostanie wygnańcem...
W „Łotrze”
narzekałam, że autorka skupia się za bardzo na emocjach bohaterów
i nie ma jakichś momentów wywołujących dreszczyk emocji, a czy w
„Królowej Zdrajców” jest tak samo? Pani Canavan postanowiła
uśmiercić paru bohaterów – jednego było mi szkoda, pozostałych
nie. Wprowadzony zostaje wątek buntu, ale zupełnie nie podobało mi
się jego zakończenie (za szybkie i nijakie). Narracja ponownie jest
prowadzona wielotorowo, ale w pewnym momencie niektórzy bohaterowie
spotykają się i mamy możliwość poznania danej historii bardziej
dokładnie. Autorka pisze naprawdę dobrym językiem, przez co
książki czyta się szybko. Samo zakończenie również nie
zachwyca, ale nie było również nieciekawe. Szkoda, że parę
wątków pozostało bez odpowiedzi. Cała „Trylogia Zdrajcy”
zalicza się do lżejszej lektury, więc Ci co będą chcieli czegoś
mroczniejszego niech lepiej sięgną po coś innego.
Siedemnastoletnia
Heaven Leigh Casteel otwiera kolejny rozdział swego życia,
przenosząc się do babci Gillian i jej znacznie młodszego męża,
Tony’ego Tattertona. Tony, właściciel zabawkowego imperium
Tatterton Toys, jest człowiekiem zamożnym i powszechnie szanowanym.
Dla Heaven, obciążonej traumą dzieciństwa spędzonego w nędzy i
upodleniu pośród dzikich wzgórz Zachodniej Wirginii, a potem
koszmaru, jakiego doświadczyła w przybranej rodzinie, nowe miejsce
wydaje się rajem. A jednak Farthingale Manor, pełna przepychu
posiadłość, w której wreszcie może żyć w dostatku, wkrótce
narzuca dziewczynie swój ponury, gotycki klimat. Pewnego dnia
Heaven, błądząc w zielonym labiryncie wielkiego ogrodu, natyka się
na maleńki domek, jakby żywcem wyjęty z bajek. I jak w bajce,
spotyka tam swoją nową miłość – Troya, młodszego brata
Tony’ego, zadeklarowanego samotnika i odludka. Troy, choć zrazu
niechętnie, dopuszcza ją do swojego życia i romans w cieniu
labiryntu zaczyna rozkwitać. Dokąd zaprowadzą tych dwoje poplątane
ścieżki?
Podobnie jak w
przypadku "Rodziny Casteel", od "Mrocznego anioła"
też nie można się oderwać. Losy Heaven są przytłaczające, aż
trudno uwierzyć, że tak źle może się to wszystko toczyć...
Heaven dorasta, zakochuje się, dojrzewa. Poznaje świat, który do
tej pory był dla niej wielką zagadką. Nagle stać ją na wszelkie
luksusy, drogie stroje, samochody i wspaniałe jedzenie. Ale w
miejsce starych kłopotów pojawiają się nowe troski. Jak się
okazuje stan konta nie decyduje o szczęściu.
Momentami
irytowało mnie zachowanie Heaven, która pragnęła „naprawiać”
innych. Ponownie nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że autorka
pisze schematycznie. W „Mrocznym aniele” znowu znalazłam
nawiązania do serii Dollangangerów i ponownie nie przeszkadzają
aż tak bardzo. Cała historia jest smutna, a zwłaszcza końcówka.
Powieść jest
napisana lekko i przyjemnie, czasami może nieco infantylnie. Czyta
się ją szybko i jest łatwa w odbiorze. Tym, którzy ulegli czarowi
"Rodziny Casteel" na pewno się nie zawiodą. Teraz tylko
trzeba czekać na kolejne tomy.
Moja
ocena: 4+/6
Tytuł:
Mroczny anioł
Tytuł
oryginalny: Dark Angel
Seria:
Casteel #2
Autor:
Virginia C. Andrews
Premiera:
18.03.2014r.
Ilość
stron: 480
Wydawca:
Wydawnictwo Prószyński i S-ka
Cena:
35,00 zł
Rodzina Casteel | Mroczny anioł | Upadłe serca | Gates of Paradise | Web of
Dreams
Ze
wszystkich rodzin zamieszkujących niegościnne dzikie wzgórza
Casteelowie są najbiedniejsi i najbardziej pogardzani. Heaven
Leigh Casteel jest w swojej rodzinie wyjątkiem. Jakimś cudem ta
bystra, ładna dziewczyna, chodząca w łachmanach, żyjąca w
wiecznym brudzie i głodzie, terroryzowana przez okrutnego ojca i
zmuszana do bezustannej harówki przez macochę, potrafi ocalić
marzenia i nadzieje na lepsze życie. Nie tylko dla siebie, także
dla swojego brata Toma i młodszego rodzeństwa. Nie traci wiary, że
pewnego dnia pokażą światu, jak bardzo są wartościowi i
utalentowani, dowiodą, że zasługują na miłość i lepszy los.
Trochę
obawiałam się, po przeczytaniu kontynuacji „Kwiatów na poddaszu”
pani Andrews, iż zawiodę się na tej pozycji. Ale nie było tak
źle. Cały czas zastanawiam się, skąd autorce przychodziły do
głowy takie makabryczne pomysły.
Narratorką
powieści jest Heaven. To ona opowiada nam o swoim ciężkim
dzieciństwie oraz koszmarach jakie musi przechodzić wraz ze swoim
rodzeństwem w rodzinnym domu. Zagłębiając się coraz bardziej w
jej historię zaczęła mi ona przypominać Cathy (główną
bohaterkę serii o Dollangangerach), a jej brat Tom – Christophera
(brata Cathy). Dziewczyna nienawidzi swojego ojca, który nie zauważa
jej istnienia, a Tom zaś chce wierzyć, że wszystko może się
zmienić. To nie jedyne podobieństwa, które wyłapałam. Nawet
schemat był dosyć podobny: niechciane dzieci pozostawiane na pastwę
losu przez rodziców. Przerażały nie tylko warunki w jakich
przyszło im żyć, ale też bierność dziadka, który był
świadkiem czynów jego syna wobec wnuków. Jednak jakoś książka
wciągnęła mnie w swój świat i nie mogłam przestać czytać. Na
pewno sięgnę po kontynuację jak tylko to będzie możliwe.
Moja
ocena: 5/6
Tytuł:
Rodzina Casteel
Tytuł
oryginalny: Heaven
Seria:
Casteel #1
Autor:
Virginia C. Andrews
Premiera:
5.11.2013r.
Ilość
stron: 544
Wydawca:
Wydawnictwo Prószyński i S-ka
Cena:
36,00 zł
Rodzina
Casteel | Mroczny anioł | Upadłe serca | Gates of Paradise | Web of
Dreams
Nie
ma mężczyzn w Claysoot. Są tylko chłopcy – ale każdy z nich
znika o północy w dniu swoich osiemnastych urodzin. Trzęsie się
ziemia, wiatr wyje, pojawia się oślepiające jasne światło... i
go nie ma.
Nazywają
to Napadem. Osiemnaste urodziny Gray'a Weathersby'ego są odległe
tylko o kilka miesięcy. Jest on przygotowany na spotkanie ze swoim
losem, aż do czasu, gdy znajduje dziwną wiadomość od swojej matki
i zaczyna wątpić we wszystko w co do tej pory wierzył: przywódców
Rady i ich sekrety. Sam Napad. I to co leży za Ścianą, która
otacza Claysoot – strukturą, której nikt nie może przekroczyć i
przeżyć. Wspięcie na Ścianę to samobójstwo, ale to co
przyjdzie po Napadzie może być gorsze. Czy powinien siedzieć
bezczynnie i czekać do czasu, gdy zostanie zabrany, czy zaryzykować
wszystko w nadziei, że druga strona będzie lepsza?*
Jak tu nie
sięgnąć po taką książkę, gdy opis strasznie intrygujący? Po
prostu trzeba...
“Second chances are not the same as forgiveness.”
Gray to
bohater, którego da się lubić i to dosyć mocno. Jest on czasami
porywczy, ale niezmiernie spodobał mi się jego wisielczy humor.
Jest on zupełnym przeciwieństwem swojego brata Blaina. Co do żeńskiej bohaterki Emmy, na początku była nawet znośna, ale potem jej zachowanie strasznie mnie denerwowało. Bardziej polubiłam Bliss, która pojawia się jednak dopiero pod koniec powieści.
Zaintrygował mnie cały ten Napad. O co w nim tak naprawdę chodziło i co się działo z tymi wszystkimi chłopakami, kiedy go doświadczyli. Prawda jest nawet ciekawa. Również samo Claysoot nie jest tym czym się wydawało na początku. Gdy przekraczamy Ścianę (wiadomo, że to się stanie) poznajemy zupełnie inny świat. Nie wiemy komu możemy ufać i kto tak naprawdę jest naszym wrogiem. Akcja książki raz przyspiesza, a raz zwalnia. Pojawia się momentami przemoc i krew. Również, jak to bywa w powieściach tego typu, mamy do czynienia z rebelią - mam nadzieję, że ten wątek się trochę rozwinie w kolejnym tomie. Parę momentów było do przewidzenia.Książka autorstwa Erin Bowman była dosyć ciekawa, myślę, że warto po nią sięgnąć.
Szaleńcza
miłość Davida i Jade, pożądanie, budząca się seksualność i
wzajemna fascynacja, wybucha z siłą, której sami nie potrafią
zrozumieć. Kiedy ojciec Jade przerażony intensywnością uczuć
Davida zabrania młodym kontaktów, chłopak wymyśla sposób, jak
wrócić do łask jej rodziców: wywoła pożar, z którego
wszystkich uratuje. Jednak sytuacja szybko wymyka się spod kontroli
i przeradza w koszmar. Davida czeka nieunikniona kara za to, co było
dla niego najważniejsze - miłość bez końca do jedynej Jade.
"Miłość
- każde silne uczucie działa jak narkotyk - jest czymś równie
niezwykłym jak latający dywan czy sztuczki, jakie mag wyczynia na
scenie. Odmienia każdego, kto je widzi i w nie wierzy."
Kto z nas nie
pragnie znaleźć tej jedynej osoby, z którą chciałby spędzić
całe swoje życie?
Do powieści
podchodziłam z wielkim entuzjazmem, gdyż opis jest niezwykle
zachęcający, ale w miarę czytania coraz dalej ciążyła mi ona
coraz bardziej. Może ze względu na to, że nie jest to lekka
opowieść. Pomimo, że bohaterami są w głównej mierze są młodzi
ludzie, jest to historia o poważnych problemach. ”Miłość bez
końca” to książka psychologiczna. Autor zagłębia się w
psychikę młodego człowieka i pokazuje jak miłość może zamienić
się w obsesję. Scott Spencer również nie pomija postaci
drugoplanowych. Są one nawet dogłębniej opisane niż sama Jade.
Konstrukcja jak i język sugerują, że jest to powieść
przeznaczona bardziej dla dorosłych. Autor serwuje nam dość
dogłębnie opisaną scenę erotyczną. Długa, obrazowa, ale nie
wulgarna, co było jej zaletą (ale nadal nie lubię takich scen ;D).
Autor opisują
wszystkie te sytuacje stwarza niezwykle realny świat. Jest to
opowieść o miłości tak silnej, że zdolnej posunąć się do
najgorszych czynów. Ostatnio została ponownie zekranizowana. W roli
Davida oglądamy Alexa Pettyfera, a w roli Jade Gabriellę Wild. Film
zupełnie różni się od książki. Początkiem, zakończeniem, no
zupełnie wszystkim. Więc można potraktować je jako zupełnie dwie
odrębne rzeczy.
Muszę jeszcze
wspomnieć, że potwornie podoba mi się okładka tego wydania (no
może bez tego napisu „film w kinach na Walentynki”).
"Jeżeli
miłość bez granic jest marzeniem, to jest ona marzeniem nas
wszystkich, marzeniem bardziej powszechnym od pragnienia
nieśmiertelności, czy odbycia podróży w czasie."
Wczoraj
premierę miał pierwszy odcinek internetowego serialu „Night
School”. Trwa on trochę ponad osiem minut. Obejrzałam go z
ciekawości, lecz nie powalił mnie na kolana... Nie podobało mi się
aktorstwo, gdyż było strasznie sztuczne... A wy już obejrzeliście go? Jeśli
tak, jakie wrażenia? Będziecie oglądać dalej?
Wczoraj w
sieci pojawił się pierwszy pełnometrażowy zwiastun do
nadchodzącego filmu „Zbuntowana” ("Insurgent") oraz nowy plakat. Premiera
filmu w USA 20 marca 2015 roku. Ciekawe, kiedy będzie u nas :) Co
myślicie zarówno o zwiastunie jaki i plakacie?
Narratorką
opowieści jest czternastoletnia Susie Salmon, która przemawia do
czytelnika z nieba. Zgwałcona i zamordowana przez miłego sąsiada,
a zarazem seryjnego gwałciciela, obserwuje życie na Ziemi, które
toczy się już bez jej udziału: przyjaciół i rodzinę
nietracących nadziei, że zostanie kiedyś odnaleziona, młodszego
braciszka starającego się zrozumieć znaczenie słowa odeszła,
zabójcę zacierającego ślady zbrodni i policję prowadzącą
poszukiwania. Zwiedza niezwykłe miejsce zwane niebem bezmiernym, w
którym się znajduje, gdzie każde jej życzenie zostaje natychmiast
spełnione, z wyjątkiem jednego - możliwości powrotu do ludzi,
których kocha.
Do „Nostalgii
anioła” zabierałam się już od bardzo długiego czasu. Parę
miesięcy temu obejrzałam film na podstawie tej książki i muszę
stwierdzić (jak to zazwyczaj bywa), że oryginał o wiele ciekawszy.
„(...)
potworności są na Ziemi rzeczywiste i dzieją się codziennie. Są
jak kwiat albo Słońce; nie można ich powstrzymać.”
Dzięki Susie,
przez parę lat, obserwujemy życie na ziemi, które toczy się już
po jej śmierci. Widzimy jak cierpi jej rodzina i przyjaciele,
bezsilność policji, która nie może znaleźć ani jej ciała ani
mordercy. Autorka pokazuje, jak pozory potrafią mylić. Człowiek,
którego znamy teoretycznie nie powinien nas skrzywdzić i któremu
ufamy okazuje się seryjnym mordercą i osobą bez sumienia. Czytamy,
z przerażeniem, co dorosły mężczyzna robił z małymi dziećmi.
Myślimy często, że takie rzeczy to tylko w filmach czy książkach,
ale w rzeczywistości też się przytrafiają. Podobała mi się idea
własnego, prywatnego, nieba, gdzie każdy może dostać coś kiedy
tylko będzie tego usilnie pragnął. Autorka próbowała sobie też
wyobrazić co ofiara tak okrutnego morderstwa może czuć po swojej
śmierci i gdy jest niezdolna, aby pomóc swoim najbliższym kiedy
tego najbardziej potrzebują. Jedną z lepszych postaci jest również
Ruth, która nękana przez duchy przeszłości, widzi jak niektórzy
ginęli. Sama Susie nie jest zła. Przez te wszystkie lata po swojej
śmierci dojrzewa (jeśli można to tak nazwać).
Katniss wraz z
matką i siostrą mieszka w legendarnym, podziemnym Dystrykcie
trzynastym, który, wbrew kłamliwej propagandzie, przetrwał zemstę
Kapitolu. Z nowymi przywódcami na czele, rebelianci przygotowują
się do rozprawy z dyktatorską władzą. Katniss, mimo początkowych
wahań, zgadza się wziąć udział w walce. Staje się symbolem
oporu przeciw tyranii prezydenta Snowa.
„If
we burn, you'll burn with us.”
Miałam
ogromne oczekiwania co do tej ekranizacji, ponieważ jest to nadal
jedna z moich ulubionych serii oraz poprzednie filmy były znakomite.
„Kosogłos cz.I” to przedsionek do tego co ma się dziać w
drugiej części. Poznajemy Dystrykt trzynasty, zapoznajemy się z
nowymi bohaterami oraz rozpoczynamy propagandę przeciw Kapitolowi.
Więc nie jest to film przepełniony akcją. Skupiamy się bardziej
na relacjach między bohaterami.
„I
am. I will.”
Ogromy
plus dla aktorów, gdyż ponownie spisali się znakomicie. W
szczególności dla Jennifer Lawrence. Sceny, w których próbuje
nagrać filmy propagandowe są znakomite. Aktorka również świetnie
oddaje emocje Katniss – jej przerażenie czy wściekłość (aż by
się poszło za nią na rewolucję). Cieszę się, że aktorka
Jennifer zgodziła się zaśpiewać „The Hanging Tree”, bo ta
piosenka stała się jedną z moich ulubionych. Szkoda, że tak mało
było Josha Hutchersona. Aktor jednak, podczas swoich pięciu minut,
potrafi pokazać na co naprawdę go stać, gdyż to co mówi
kompletnie różni się od tego, co pokazują jego oczy. Julianne
Moore to prawdziwa książkowa Alma Coin. Mam nadzieję, że w
kontynuacji pokaże więcej jej fałszywego charakterku.
Również
wielkie brawa należą się reżyserowi Francisowi Lawrencowi, który
potrafił wywołać u mnie przeróżne emocje. Film obejrzałam w
środę, ale do tej pory mam kilka scen, których naprawdę nie mogę
wyrzucić ze swojej głowy. Reżyser próbował pokazać jak
najwięcej z tego co przynosi rewolucja i udało mu się to, pomimo
tego, że film miał ograniczenie wiekowe 13 lat.
Miałam
również wątpliwości, czy podzielenie „Kosogłosa” na dwie
części jest dobrym posunięciem. Wiadomo, że zrobiono to głównie
ze względów zarobkowych, bo nie ukrywajmy, filmy z serii „Igrzysk
Śmierci” zarabiają ogromne sumy. Jednak teraz, po obejrzeniu
filmu, cieszę się z tego manewru. Pomimo tego, że film (oraz
książki) należy do gatunku Young Adult myślę, że starsi powinni
go też obejrzeć. Teraz trzeba czekać rok na „Kosogłosa cz. II”,
a w między czasie umilać będę sobie czas innymi ekranizacjami.
Reżyseria:
Francis Lawrence
Scenariusz:
Danny Strong, Peter Craig
Gatunek:
Akcja, Sci-fi
Producent:
USA
Premiera:
10 listopada 2014 (świat)/21 listopada 2014 (Polska)
Czas
trwania: 2h 3min
Obsada:
Jennifer
Lawrence – Katniss Everdeen
Josh
Hutcherson – Peeta Mellark
Liam Hemsworth
– Gale Hawthorne
Woody
Harrelson – Haymitch Abernathy
Donald
Sutherland – Prezydent Snow
Philip Seymour
Hoffman- Plutarch Heavensbee
Julianne Moore
– Prezydent Alma Coin
Willow Shields
– Primrose Everdeen
Sam Claflin –
Finnick Odair
Elizabeth
Banks – Effie Trinkett
Natalie Dormer
– Cressida
Jeffrey Wright
– Beetee
Mahershala Ali - Boggs
Stanley Tucci - Caesar Flickerman
Evan Ross - Messalla
Elden Henson - Pollux
Wes Chatham - Castor
Tytuł
oryginalny: The Hunger Games: Mockingjay Part 1
Na podstawie
powieści Suzanne Collins o tym samym tytule.
Kiedy
u Davy zostaje wykryty Tendencyjny Zespół Morderczy (HTS), znany
również jako "gen zabójcy" traci wszystko. Chłopak ją
rzuca, jej rodzice boją się jej, a ona może zapomnieć o
świetlanej przyszłości w Juliardzie. Davy nie czuje się inaczej,
ale geny nie kłamią. Pewnego dnia kogoś zabije.
Tylko
Sean, również nosiciel HTS, może dotyczyć jej nowego życia. Davy
chce mu ufać; może nie jest tak niebezpieczny jak się wydaje. Albo
może Davy jest równie zabójcza.*
Z Sophie
Jordan miałam już styczność czytając „Ognistą” (tą
trylogię muszę jeszcze dokończyć), więc postanowiłam sięgnąć
po jedną z nowszych powieści, gdyż tamta mi się dosyć spodobała.
„Nie
zawsze ci, którzy wyglądają na niebezpiecznych, są tymi, na
których trzeba uważać. Czasami to ci niepozorni. Ci ze
spuszczonymi oczami i niespokojnymi dłońmi.”
Główną
bohaterką jest siedemnastoletnia Davina Hamilton, która wiedzie
spokojne i szczęśliwe życie do czasu, gdy w jej domu nie pojawiają
urzędnicy rządowi i przekazują jej, że ma w sobie „gen
zabójcy”. Jej życie odwraca się o 180o. Przez połowę
czasu miałam ochotę potrząsnąć tą dziewczyną z powodu jej
użalania się nad sobą (nigdy nie pozwoliłabym sobie, aby ktoś
określił mnie, nie poznając mojego charakteru), ale i tak nie była
zła. Przeraziło mnie to, jak potraktowali ją jej tak zwani
„przyjaciele”. Polubiłam również Seana – szkoda tylko, że
autorka tak krótko go opisała. Mam nadzieję, że ta postać
rozwinie się w drugim tomie.
„Uninvited”
przeczytałam z prędkością karabinu maszynowego, gdyż książka
swoją prostotą wciąga niebywale. Podobał mi się pomysł „genu
zabójcy” - bo co tak naprawdę powoduje, że ktoś morduje czy
popełnia inne przestępstwo? Może rzeczywiście istnieje coś
odpowiedzialnego za to, a nie tylko nasze własne decyzje? Pomimo, że
powieść jest dosyć schematyczna, porusza problemy jakie mogłyby
dotknąć każdego z nas. W dosyć prosty sposób poucza nas, że nie
należy wrzucać wszystkich do jednego worka. Pozory często mylą.
Czekam na drugi tom, który ma się pojawić w przyszłym roku.
Żyjąc
wśród sachakańskich buntowników, Lorkin stara się dowiedzieć o
nich i ich wyjątkowej magii jak najwięcej. Zdrajcy nie są jednak
chętni, by podzielić się nią w zamian za wiedzę uzdrowicielską,
którą tak desperacko pragną poznać. Choć Lorkin przypuszcza, że
obawiają się ujawnić przed światem swoje istnienie, pojawiają
się pewne przesłanki, że ich plany są bardziej ambitne. Sonea
szuka dzikiego maga, mając świadomość, że Cery nie może w
nieskończoność uciekać przed zamachami na swoje życie, mag
jednak ma znacznie większy wpływ na półświatek, niż się
obawiała. Jego jedynym słabym punktem jest więziona w Strażnicy
matka. W Sachace Dannyl utracił poważanie wśród elity, po tym
jak pozwolił Lorkinowi dołączyć do Zdrajców. Uwaga ashakich
natomiast skupia się na nowym Ambasadorze Elyne, którego Dannyl zna
aż za dobrze. Tymczasem na Uniwersytecie dwie nowicjuszki
przypominają magom Gildii, że czasami największy wróg kryje się
wśród nich samych.
"Dopiero
gdy wiesz, że ktoś z łatwością może Cie opuścić, doceniasz,
gdy zostanie."
Dosyć długo
zwlekałam z przeczytaniem „Łotra”, nie wiem dla czego, bo
przecież „Misja ambasadora” podobała mi się. Trudi Canavan
ponownie zabiera nas w magiczną krainę. W powieści obserwujemy
kilka wątków. Dla mnie chyba najbardziej nużącym była historia
Ambasadora Dannyla. Autorka miała tutaj ogromne pole do popisu.
Szkoda, że nie rozwinęła na przykład historii plemienia Duna, o
których tylko wspomina. Przy postaci Dannyla najwięcej skupia się
na jego dylematach związanych z uczuciami. Zawiodłam się trochę
również na postaci Sonei. W poprzednich książkach była trochę
lepiej dopracowana. Jedną z najciekawszych historii była historia
Lilii i Naki, która zawiera przerażające przesłanie. Również
Lorkin i jego przygody nie były nudne. Jego rozwijająca się miłość
do Tyvary była naprawdę słodka (że się tak wyrażę ;D).
Niemcy
Niektórym
może nie spodobać się dosyć rozwinięty wątek homoseksualny. I
ostrzegam jest tego trochę, bo nie dotyczy już tylko Dannyla i
Tayenda. W tej części mam wrażenie, że Trudi Canavan zamiast
skupić się na czymś ciekawszym, między innymi na poszukiwaniach
Skellina czy nauce Lorkina, poświęca historię w głównej mierze
na uczuciach, co było nużące. Brakowało mi tego dreszczyku
emocji, który pojawiał się tylko sporadycznie. Mam wrażenie, że
to była próba przeciągnięcia, żeby wszystkiego wyszło jak
najwięcej i powstał jeszcze jeden tom.
Ale ten czas
szybko zleciał... Niedawno zaczynał się listopad, a dzisiaj już
mamy pierwszego grudnia. Tylko 30 dni do nowego roku. W międzyczasie 2,5 tygodnia wolnego, więc będzie więcej czasu na czytanie!
Do mojej
biblioteczki dołączyła tylko jedna pozycja, a mianowicie „Blask”
Amy Kathleen Ryan (trochę kiepsko, że tylko tyle). Teraz, gdy
zbliżają się Mikołajki i święta może coś jeszcze wpadnie w
moje łapki.
Tak jak
planowałam, w tą środę wybieram się na „Igrzyska Śmierci:
Kosogłos cz. I” (trzeba się zrelaksować przed pierwszym
kolokwium :D). Mam nadzieję, że się nie zawiodę.